gólnie wyraźnie odbijająca w zestawieniu z elementem niemieckim. Jest nią jej wybitna prężność populacyjna: „Największą bronią w narodowym rozszerzaniu się mniejszości polskiej jest olbrzymia nadwyżka urodzeń, wykazywana przez rodziny polskie“, tak się zwierza Gestapo z Frankfurtu nad Odrą w sprawozdaniu o położeniu grupy polskiej z 1937 roku[1]. Rzeczywiście, prowincje wschodnie, zamieszkałe przez Polaków, wykazują największy przyrost ludności. Zjawiska tego niesposób nie wiązać z obecnością silnej masy polskiej,[2] co wynika i z konfrontacji rozprzestrzenienia żywiołu polskiego we wzmiankowanych prowincjach z liczbą urodzin na 1000 mieszkańców:
Prowincja | urodzenia na 1000 mieszk. w 1928 r. |
odstetek Polaków na ogół mieszkańców |
Górny Śląsk | 26,5 | 25,1% |
Prusy Wschodnie | 23,2 | 8,0% |
Pogranicze | 22,1 | 2,8% |
Pomorze | 20,5 | 3,3% |
Dolny Śląsk | 19,9 | 0,7% |
Prusy ogółem | 18,6 | — |
Jak widzimy, prawie we wszystkich wypadkach przyrost ludności w poszczególnych prowincjach spada równolegle z maleniem odsetka Polaków.
- ↑ A. Targ: „Polska ludność rodzima na Z. O.“, Przegl. Zach. nr 6/47 r., str. 491.
- ↑ Nawiasem mówiąc, jest to jeszcze jeden — pośredni — dowód, jak sfałszowane były statystyki niemieckie. Trudno bowiem wyobrazić sobie, aby 25% ludności polskiej na Górnym Śląsku, czy 8% w Prusach Wschodnich, czy wreszcie niecałe 3% na Pograniczu (wg niem. spisu z 1933 r.) było w stanie tak decydująco wpłynąć na obraz populacyjny całej prowincji, jak to wynika z załączonej tabelki. Musiało tam być polskiej krwi nie tylko wiele: musiała ona tam dominować.