władz niemieckich („Osthilfe“, „Sofortprogramm“ itd.) w r. 1939 zagęszczenie ludności w regencji pilskiej wynosiło zaledwie 41,9 osób na 1 km², gdy średnia gęstość zaludnienia Rzeszy wynosiła wtedy 147 osób na 1 km². Do tego stanu rzeczy dochodziły, względnie z niego wynikały inne jeszcze rozliczne upośledzenia. Tak zwany obrót gospodarczy na głowę ludności wynosił w Rzeszy średnio 2.037 marek, tu, na Pomorzu prawoodrzańskim tylko 897 marek. Siła podatkowa podniosła się w okresie 1932—36 dla Rzeszy o 68,5% — tutaj tylko o 22,7%. Wysoce nienormalne zwłaszcza w regencji pilskiej było obciążenie długami użytków rolnych: sięgało ono 630 marek na 1 ha. Pociągało to za sobą wzrost niewypłacalności, nie spotykany w innych krajach Rzeszy niemieckiej[1].
Ale największą klęską ziem przygranicznych, wyjaśniającą zarazem ich gospodarcze zaniedbanie, była niedostateczna sieć kolei i dróg w dodatku o kierunku wyraźnie zachodnio‑wschodnim, skutkiem czego do nielicznych należały linie, których by nie przecinała granica. Schmitz stwierdza, że aby dostać się koleją z Człuchowa do Wschowy czy Kargowej, trzeba było poświęcić czasu więcej niż na przejazd z Piły do Kolonii lub z Szczecina do Monachium[2]. W wyniku na Pograniczu zapanowała drożyzna. Fracht kolejowy za węgiel czy wapno przekraczał cenę towaru. Niezbędne dla tak rolniczych powiatów jak złotowski nawozy sztuczne kosztowały tu o 50% więcej niż w Szczecinie. Przykłady można by mnożyć[3]. Faktem jest, że Pogranicze złotowskie było niewiele mniej gospodarczo uzależnione od Polski niż Gdańsk.