należy napomknąć jeszcze o tzw. pomocy zimowej („Winterhilfswerk“). Zagadnienie to równie jak poprzednie ilustruje „Kulturwehr“ całym szeregiem przykładów. Przytoczymy tu jeden z nich, charakterystyczny wypadek Polki z Zakrzewa, Franciszki Lisek, która domagając się przysługującej jej a nie udzielanej pomocy zimowej otrzymała od wójta miejscowego odpowiedź, że „najpierw musi pani walczyć za Rzeszę niemiecką“; powiadomiony o tym landrat złotowski skargę Polki odrzucił[1].
O tym, że kwestia pomocy zimowej była szykaną ogólnie stosowaną, świadczy pismo Zw. Pol. w N. z 13 marca 1935 do min. spr. wewn., skąd się dowiadujemy, że „...przy rozdziale darów z pomocy zimowej narodu niemieckiego (na którą, jak wszyscy obywatele niemieccy, łożyli i Polacy, przyp. aut.) członkowie mniejszości polskiej a w szczególności ci, którzy swe dzieci posyłają do szkoły polskiej i przez legalną działalność na polu mniejszościowym nie czynią tajemnicy ze swej polskiej przynależności narodowej, mimo istniejącej potrzeby są w wielu miejscowościach w przeciwieństwie do innych osób już to w ogóle pomijani, już to mniej lub więcej w wysokości przydziału krzywdzeni...“[2].
Gospodarcze uciemiężenie społeczeństwa polskiego w pow. złotowskim, nieustanne trudności w walce o egzystencję zmusiły je do zorganizowania samoobrony. Nastąpiło to jeszcze w pierwszych latach XX w. w postaci instytucji spółdzielczych, które już przed pierwszą wojną światową stanowiły ważny czynnik neutralizowania skutków niemieckiej polityki ekonomicznej wobec Polaków.
Spośród istniejących przed pierwszą wojną na terenie powiatu polskich placówek gospodarczych szczęśliwie przetrwały czasy wojny i inflacji powojennej trzy: „Bank Lu-