w pewnej firmie niemieckiej w Berlinie, matka zaś wraz z dziećmi mieszkała w Krajence. Na życzenie matki dzieci te uczęszczały do szkoły polskiej. Gdy różne szykany zawiodły, nauczyciel niemiecki w Krajence, później inspektor w Złotowie, zażądali od ojca oświadczenia, do jakiej szkoły pragnie dzieci posyłać, wbrew niedwuznacznemu przepisowi art. I, § 2, zakazującemu sprawdzać lub kwestionować przyznanie do mniejszości, i wbrew pkt. I rozp. wyk. głoszącemu, iż „władze powinny również wstrzymywać się od wywierania wszelkiego wpływu na deklarację woli jednostki“. Nic dziwnego, że uzależniony od niemieckiego pracodawcy Stachnik odpisał na zapytanie, że „musi odpowiedzieć, iż jego dzieci mają chodzić do szkoły niemieckiej“. Protest polski z 21 listopada 1931 r. nie odniósł skutku; regencja w Pile kazała dzieci przenieść do szkoły niemieckiej. „Przy okazji“ pozbawiono kierownictwa szkoły w Krajence, a później w ogóle prawa nauczania, nauczyciela Gliszewskiego, za to, że nie chciał zmusić dzieci do przejścia do szkoły niemieckiej. I jeszcze jednym dodatkowym owocem całej tej akcji był fakt, że dzięki niej liczba dzieci w szkole polskiej w Krajence spadła poniżej 7 (do 6), co w parę miesięcy potem posłużyło za podstawę do zamknięcia szkoły w ogóle[1].
W latach otwierania szkół polskich na Pograniczu ilość dzieci faktycznie do nich uczęszczających w stosunku do zgłoszonych wynosiła 90,6%, w niektórych jednak miejscowościach pow. złotowskiego (Podróżna, Polska Wiśniewka, Święta) liczba dzieci uczęszczających przekroczyła liczbę zgłoszonych[2]. Ogólnie dzieci w szkołach polskich w Złotowskiem stanowiły około 50% a czasem i więcej ogółu dzieci