Jeszcze jednak w tym samym roku cała koncepcja planu pomocniczego została obalona przez dziekana złotowskiego prałata Schönke z Krajenki. Wykazał on, że przeprowadzenie zamierzonej linii podziału niezdecydowanych może się jak najgorzej skrupić na niemczyźnie. Donosząc o tym regencji, prałat Hartz pisze: „Jego (sc. prał. Schönke) zdanie jest dla mnie pierwszorzędnej wagi, gdyż działa on w Krajence 40 lat, stosunki zna najlepiej, posiada bardzo rozważny sąd, nadzwyczaj cenne usługi oddał niemczyźnie, np. doprowadził do upadku („zum Sterben brachte“) otwartą już szkołę mniejszościową. Również wszyscy dotychczasowi landraci bez wyjątku cenią w prałacie Schönke... zasłużonego dla niemczyzny człowieka“[1].
Zdanie prałata Schönke przekonało także władze regencyjne w Pile, które poniechały na razie realizowania swych planów „oczyszczania“ nabożeństw z języka polskiego.
Z tym większą zaciętością prowadzono dalej akcję rugowania nabożeństw polskich w ogóle, zapoczątkowaną już tak skutecznie przez prałata Kallera. Ale i ta sprawa nie była prosta. Tutaj nie było co prawda wątpliwości co do samej zasady (jak w planie poprzednim), ale sposób jej przeprowadzenia budził rozbieżne poglądy. Można bowiem było załatwić się z problemem krótką drogą zarządzeń odgórnych lub inaczej; można było wypędzić język polski z kościoła od razu lub zrobić to stopniowo.
Przeciwko metodzie zarządzeń odgórnych wystąpił landrat złotowski Ackmann. W odpowiedzi[2] na wzmiankowane już pismo regencji do landratów z 15. V. 1936 r. zauważa on, że przy tego rodzaju metodzie „może łatwo powstać wielka szkoda“ („leicht grosser Schaden entstehen“), wobec czego ofiaruje się z pomocą, która by ułatwiła realizację