sław Jerzy dziecka Polaka Pawła Boenigka z Prus Wschodnich[1]. I te argumety nie przekonały niemieckich sądów. Droga do germanizowania polskich imion w dalszym ciągu stała otworem[2].
Dopiero na rok przed wybuchem II wojny okólnik min. spr. wewn. z 18 sierpnia 1938 r. rozstrzygnął nareszcie sprawę nadawania imion w sensie przychylnym dla obcojęzycznych. Okólnik ten, obowiązując zaledwie 1 rok, nie mógł mieć oczywiście, wobec dotychczasowych metod, większego znaczenia praktycznego. Równał się natomiast oficjalnej dyskwalifikacji wieloletniego postępowania władz nie tylko administracyjnych, ale i sądowych[3].
Nieco innej kategorii zagadnieniem było wypieranie języka polskiego z życia codziennego. W miastach niemieckich, nie wyłączając Złotowa, zamieszkałego przez liczną grupę ludności polskiej, nie spotykało się poza Bankami Ludowymi szyldów z polskimi napisami. Za rozmowę w języku polskim na ulicy, czy innych miejscach publicznych można było się narazić na duże przykrości. Nie trzeba dodawać, że
- ↑ Wyrok sądu elbląskiego został zaskarżony przez min. spr. wewn. i przez wyższą instancję uchylony.
- ↑ Sprawa Romana Massela jest w obfitych dokumentach przedstawiona w Kw. 1936, str. 1343—57.
- ↑ Do rzadkości należały w pow. złotowskim wypadki zmiany nazwisk. O tym jednak, że nastawienie władz do tej kwestii było jak najprzychylniejsze, świadczy notatka w jednej z niemieckich gazet śląskich z końca 1938 r., z której dowiadujemy się, że „liczni rodacy(!) zdecydowali się teraz oczyścić swe nazwiska z obcych (tj. polskich, p. aut.) naleciałości i dać im tę formę, którą miały za dni pradziadów. Kompetentne władze zmuszone były ustąpić natłokowi ludności i stworzyć odpowiednie ułatwienia dla oczyszczania nazwisk. Zmiany nazwisk dokonuje się teraz całkowicie bezpłatnie. — Rodacy, którzy zamierzają zmienić swe nazwiska, winni dla uzyskania porady zwrócić się do najbliższej grupy B. D. O. (Bund Deutscher Osten)“. P. w N. nr 2/39, str. 25.