Ale cóż! bez majątku, prawie bez grosza posagu... Wprawdzie cesarz wynagrodził krzesłem w senacie zasługi starego Antoniniego, jednego z tych, co łączą w sobie wierność wyżła z fanatyzmem mameluka, i co w każdéj chwili gotowi, dla zasłonienia swego pana, nastawić własną pierś pod sztylet zabójczy. Ale oprócz pensyi senatora, stary korsykanin posiadał tylko walący się dom i kilka hektarów ziemi w dzikiéj krainie Sartine.
Niepokalanéj uczciwości, ten spiskowiec, którego dobre psie oczy i dobroduszny uśmiech, pod siwym przystrzyżonym po żandarmsku wąsem, sprawiały prawdziwą przyjemność Napoleonowi III, przypominając mu jego młodość i przygody, ten dawny podoficer, który w sprawie Strasburgskiéj narażał się na sąd wojenny i kule plutonu wykonawczego, mógł pokazać w owéj epoce najbrudniejszych szacherek ręce zupełnie czyste. Wiedziano, że panna Antonini jest biedna. To téż, kiedy Bernard des Vignes, przystojny porucznik dragonów, przetańczył z nią trzy razy z rzędu walca na balu w Tuileryach, wszyscy uważali ją za szczęśliwą, że znalazła partyą z dochodem stu tysięcy franków rocznie.
Wyszła za mąż bez miłości, z rozsądku, dla uspokojenia ojca o swą przyszłość; i nagle, jak sen, znikło jéj szczęście. Czekała ją niedorzeczna zazdrość męża i gorzki niesmak, jakiego doznała, przekonawszy się, że człowiek, z którym połączyła swe życie, był najgorszego gatunku rozpustnikiem, ordynarnym hulaką, prawie pijakiem. Gdyby nie nowonarodzony, gdyby nie syn, karmiony jéj własną piersią, a którego przyjście na świat przepełniło jéj serce i całą istotę najgorętszą miłością macierzyńską, ta godna swego kraju Korsykanka, dumna, czysta, mściwa, była-by z pewnością opuściła niegodziwego męża. Ze względu jednak na dziecko, zgodziła się z losem. Ale nowe nieszczęścia ją dotknęły. Cesarstwo upadło, ojciec jéj umarł, tknięty apoplexyą na wiadomość o poddaniu się Sedanu. Nareszcie po wojnie, mąż, wybrany deputowanym, przywiózł ją do Paryża... I przypomniała sobie długie lata nudów, samotności, spędzonych w tym samym buduarze, przy tém samém oknie, przed tą samą rzeką, płynącą zawsze tak wolno, tak jednostajnie, jak jéj życie!
Wprawdzie miała syna, którego kochała z całą namiętnością uczucia i który w trzynastu latach był już jéj towarzyszem,
Strona:Henryka.djvu/07
Ta strona została uwierzytelniona.