Strona:Henryka.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

pokoiki na czwartém piętrze były bardzo biedne. Bardzo brzydki i ciasny pokój jadalny z piecem o grubéj, wygiętéj rurze, z okrągłym stołem, z maszyną do szycia i kanapą, służącą staréj ciotce za łóżko, a zajmującą większą część stancyjki. Bardzo nędzny także kącik Henryki, z dwoma oleodrukami, przedstawiającemi Gambettę i Garibaldiego, a wiszącemi jako pamiątka przekonań politycznych nieboszczyka ojca. Uzupełniały to umeblowanie: łóżko, popaczony stoliczek, wytarte krzesełko, krzyż mosiężny na stoliku, a nad łóżkiem zawieszona gałąź zeschłego bukszpanu.
Ale w tych lichych izdebkach Armandowi odsłonił się raj nieznany. Spędził chwile szczęścia z kochającą i kochaną istotą. To téż oboje postanowili widywać się jak najczęściéj. Henryka wszakże nie będzie mogła na przyszłość przyjmować Armanda u siebie. Nawet teraz, zgadzając się na to, popełniła wielką nieroztropność. Gdyby o nią tylko chodziło, ach! mój Boże, nic sobie nie robi z sąsiadów i z ich plotek. Lecz ciotka wkrótce wyjdzie ze schronienia dla wracających do zdrowia, a to bardzo dobra i uczciwa kobieta, którą niezmiernie szanuje i nie chciała-by jéj sprawić przykrości.
Armand téż powinien się zaraz postarać o jakiś kącik, gdzieby się mogli z sobą schodzić w chwilach wolnych. Na szczęście, oddając się wyłącznie nauce, nie znał co to hulanki, posiadał więc dobrze zaopatrzoną kieszeń studencką; niemniéj wszakże był w ogromnym kłopocie, nie miał bowiem wyobrażenia, jak się wziąć do tego. Postanowił w końcu udać się do Teodora Verdier, jednego ze współtowarzyszów na wydziale prawnym.
Ten miły chłopak, cokolwiek starszy od Armanda, zwykle żartował sobie z jego surowych obyczajów i nieraz, śmiejąc się, nazywał go: „Panną Bernard.” I on także mieszkał u swoich rodziców, był jednak zanadto pieszczony, pobłażliwość więc macierzyńska zostawiała mu zupełną wolność, któréj, jak się łatwo domyślić, nadużywał. Dobrze już znany w dzielnicy łacińskiéj, palił niezliczoną ilość papierosów, pisał wiersze podług ostatniéj formuły dekadentystów, ukazywał się u Bulliera w „dniu szyku,” był nawet głośny w niektórych piwiarniach w stylu Ludwika XIII, gdzie hałaśliwe kobiety podawały obrzydliwe piwo; a chociaż, bardzo dobrze wychowany, umiał tam, gdzie było