Strona:Henryka.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

potrzeba, zachować obejście dobrego towarzystwa, obudził jednak, od pierwszego rzutu oka instynktową nieufność w pani Bernard des Vignes, która często mówiła do syna:
— Wcale nie lubię tego twego przyjaciela.... Bardzo mi coś wygląda na nicponia.
Nazajutrz po swojéj miłosnéj przygodzie, Armand pobiegł do Teodora Verdier i zastał go w chwili, kiedy szukał w słowniku czwartego rymu na „erbe” do jakiegoś płomiennego sonetu, przeznaczonego do rozmarzenia mocnéj brunetki, zwanéj de Flo, — skrócenie de Florestine, — która zdobiła chwilowo małą piwiarnią przy ulicy Monsieur-le-Prince, urządzoną w stylu japońskim, a uczęszczaną przez grono młodych poetów symbolistów.
Teodor przyjął wesołym wybuchem śmiechu pół-wyznanie, które, rumieniąc się, zrobił mu towarzysz.
— Brawo! „panienko!” — zawołał. — Winszuję ci!.... Zresztą trafiasz doskonale. Moja przedostatnia znajomość była właśnie w mocy zazdrośnika i jeśli nasze niegdyś schronienie, — dzielnica oddalona, dom spokojny — jest do rozporządzenia, to właśnie jest to, czego ci potrzeba. Chodźmy zobaczyć.
Był to pokój dosyć obszerny, czysty, dostatecznie umeblowany, do którego powietrze i światło wpadało przez dwa okna, wychodzące na jednę z ulic, otaczających gmach Inwalidów, „pokój oficera wyższego stopnia,” jak go nazywała właścicielka, mająca częste interesa z wojskowymi. Stosując się do rady Teodora, Armand kazał zdjąć ze ściany rozpaczliwą chromolitografią, wyobrażającą Thiersa w chwili, kiedy trzystu deputowanych wyciąga ręce, wskazując nań, jako na zbawcę kraju, kazał dodać do urządzenia, aby je milszém uczynić, dwie lampy, kobierzec, kilka zielonych roślin; potém, zapłaciwszy z góry za miesiąc i podziękowawszy z uniesieniem swemu przyjacielowi, wrócił do domu uszczęśliwiony, że sobie zapewnił takie przyjemne chwilowe schronienie.
Odźwierna wręczyła mu piérwszy list Henryki.
Pomyślna wiadomość! Otrzymała tak bardzo upragnione miejsce u Pameli, znakomitéj krawcowéj, obejmie je od jutra, to jest we Wtorek. Nie mówiła tylko o zadowoleniu, jakiego doznaje, nie będąc zmuszoną chodzić do pani Bernard, bo na widok matki Armanda była-by chyba umarła ze wstydu. Jeżeli