Strona:Henryka.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Ponieważ służący poprosił do stołu, przeszli do sali jadalnéj i siedli w milczeniu do obiadu.
Obiad był zawsze dla nich obojga jedną z najmilszych chwil z dnia całego. Mówili o całodziennych swych czynnościach, tworzyli projekta najutro i gawędzili przyjemnie i poufale. Ale dziś, dwóch współbiesiadników niewidzialnych: gniew i wstyd, zasiadło przy stole rodzinnym. Syn i matka zaledwie dotknęli potraw, które im podawano i niezamienili z sobą ani jednego wyrazu.
Wrócili do buduaru, gdzie dwie lampy, zapalone przedwcześnie, paliły się słabo w smutnym zmroku dni długich; i kiedy służący, podawszy kawę, pozostawił ich samych, pani Bernard przerwała nagle milczenie i rzekła do syna głosem dźwięczącym goryczą:
— Zapewne idziesz dziś w wieczór na posiedzenie.
Istotnie umówił się z Henryką na wpół do dziewiątéj, i, zmieszany, zarumieniony, zaledwie mógł wyjąkać:
— Mamo!....
Wtedy pani Bernard wybuchnęła.
— Idź, — zawołała drżąc z oburzenia, — idź do twojéj kochanki! Teraz nie będziesz potrzebował przynajmniéj kłamać. Bo kłamałeś, niegodnieś mię oszukiwał! Ach! pięknie się zaczynają twoje miłostki! Już ta dziewczyna przywiodła cię do popełnienia nikczemności. Drżę na myśl, co ta nieszczęsna zrobi z ciebie i do czego cię doprowadzi. Idź, idź do niéj, mój chłopcze, nie zatrzymuje cię wcale.
Ale przerwała ten potok wyrzutów, posłyszawszy szlochanie syna.
— Płaczesz! — rzekła głosem łagodniejszym.
Rzucił jéj się do nóg i okrył ręce łzami i pocałunkami.
— Przebacz mi, droga matko, — szeptał. — Przebacz, mamo, że ci sprawiłem przykrość.... Ale, gdybyś wiedziała!.... Kocham ją!....
To słowo powstrzymało wzruszenie, zaczynające ogarniać panią Bernard.
— Kochasz ją! — zawołała, a dźwięk jéj głosu drżał dziką ironią, — kochasz moję szwaczkę. Ależ, nieszczęśliwe dziecko, nie mówisz tego poważnie. Oszalałeś chyba!.... Cieszyłam się nadzieją.... tak, byłam tak niedorzeczna, że wierzyłam, iż spę-