ją ze swego wygnania niespokojnie: „Czy rzeczywiście jesteś moją?” — odpowiada mu w nadmiarze namiętności: „Jestem twoją, mój najukochańszy, jak jest twoim nóż, który masz w kieszeni, zdatny zarówno do zabicia człowieka, jak do obrania owocu.”
Jakżeby była szczęśliwa, gdyby wiedziała, do jakiego stopnia, tam, w Trembleaux, Armand tęskni i cierpi nad ich rozłączeniem! Bo i on, wierny dzieciak, liczy dni i godziny. Z przyczyny-to Henryki unika towarzystwa i wymawia się, o ile może, od udziału w zabawach w sąsiednich zamkach, a gdzie matka pragnie, żeby bywał. Ze wspomnieniem-to swego drogiego dziewczątka zamyka się w staréj bibliotece i chodzi wzdłuż i wszérz między półkami okurzonemi, lub błądzi całe wieczory pod wspaniałemi bukami wielkiego parku. Dla tego-to, że Henryka jest daleko, nie lubi tego pięknego krajobrazu i téj starożytnéj siedziby, przypominającej mu jednak najmilsze chwile jego lat dziecięcych; dla tego, że Henryki tam niéma, pełen wdzięku zamek z czasów Odrodzenia, z wytwornym frontonem, przeglądającym się w stawie, po którym pływają dwa łabędzie, wydaje się Armandowi smutnym i ponurym, jak więzienie, okolone wałem.
Pani zaś Bernard des Vignes jest zawsze nieszczęśliwa i zaniepokojona. Wprawdzie Armand otacza ją wszelkiemi należącemi się jéj względami, ale ona czuje, że myśli ciągle o swéj kochance, że to rozłączenie nic nie wpłynęło na stan jego serca, że nieprzyjaciołka nie jest pokonana. Zazdrosną matkę przejmuje to rozpaczą. Kilka razy, mówiąc z synem, starała się rozmowę naprowadzić na ten przykry przedmiot, ale Armand zarumienił się tylko, spuścił oczy i milczał upornie.
Już Wrzesień napełnił sady dojrzałym owocem, grona złociły się w winnicach. Październik nadszedł ze swemi rannemi mgłami; przechodzi, upływa. Już drzewa pokryły się zżółkłym liściem; potém, jednego ranka, w sam dzień Wszystkich Świętych, rozpoczęły się deszcze, deszcze jesienne, zimne, przejmujące.
Pani Bernard nie może już upozorować konieczności dłuższego pobytu na wsi. Na wydziale prawnym kursa się rozpoczynają. Trzeba wrócić do Paryża i zająć mieszkanie przy ulicy Malaquais.
Strona:Henryka.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.