Strona:Henryka.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

wiła mieszkać stale, a nie chciała być pozbawioną widoku grobu swego ukochanego dziecka.
Kazała mu postawić bardzo skromny nagrobek na cmentarzu Montparnasse, ale nie mogła dopilnować robót, zachorowała bowiem ze zmartwienia i z wyczerpania sił przy pielęgnowaniu chorego. Nawet, kiedy w sześć tygodni po śmierci Armanda, przenoszono trumnę z tymczasowego schronienia i składano w przeznaczonym dla niego grobie, nie była dość zdrową i nie mogła się zdobyć na odwagę, aby towarzyszyć temu smutnemu obrzędowi.
Ale następnéj Niedzieli, czując powracające siły, chciała pomodlić się po raz piérwszy na grobie syna i, wysłuchawszy mszy w kościele Świętego Tomasza z Akwinu, wsiadła do karety, napełnionéj bukietami i wieńcami, i udała się na cmentarz.
Pragnęła koniecznie odbyć sama tę pielgrzymkę i nawet staréj Leontynie nie pozwoliła jechać z sobą. Zasięgnąwszy dokładnych wiadomości o miejscu, gdzie się grób znajdował, wysiadła z powozu, weszła na cmentarz, okryta grubą żałobą, uginając się prawie pod ciężarem wonnego kwiecia; szukała przez chwilę drogi; potém, przejrzawszy kilka szeregów grobowców, dostrzegła nareszcie zdaleka, ze straszném ściśnięciem serca, nazwisko Armanda Bernard, wyryte na świeżym pomniku.
Lecz nagle stanęła jak wryta. Plecy pochylone pod ciężarem smutku, wyprostowały się, a w oczach, podkrążonych i zblakłych od łez, zapalił się płomień gniewu.
Ktoś ją uprzedził! Jéj kwiaty nie były piérwszemi!
Na grobie Armanda leżał mały, dwugroszowy pęczek fijołków, widocznie niedawno położony, bo skromne kwiatki, otoczone liśćmi bluszczu, były jeszcze zupełnie świeże.
Pani Bernard des Vignes ani na chwilę nie wątpiła, że pochodziły od Henryki!
Od śmierci Armanda, nieszczęśliwa matka dokładała wszelkich usiłowań, żeby nie myśléć o kochance swego syna. Chciała zachować w swoim umyśle jego obraz zupełnie czysty, otoczony, jakby aureolą, dawniejszą jego niewinnością. Ostatnich sześć miesięcy życia Armanda, stosunek z dziewczyną niegodną jego, walka, jaką toczył z matką z powodu téj Henryki, ten szał zmysłowy, — bo przecież niczém inném jego zapomnienia się nazwać nie można, — wszystko to brukało, rzucało cień na