SEN
Taki sen: odjeżdżam gdzieś sama i bardzo daleko —
do stacji nieznajomej, której niema na żadnej mapie.
Nad dworcem niebo wisi jak wielkie, czarne wieko,
lokomotywa krzyczy głosem bitego człowieka,
kolejarze mają twarze jak papier...
Mam z sobą tylko jedną walizkę i jeden żal, którego nikt nie próbował zgłębić...
Jestem bardzo spokojna — i to czego nie widać: bardzo smutna.
Miasto w blaskach rozprysło się za mną, nade mną para się kłębi —
stoję w oknie wagonu, jak w pudełku nieruchoma kukła.
I ty jesteś także (— wykrzyknik na prostokącie peronu —)
z kwiatami, z bombonierą, z oczami, co nie marzą, z dłońmi, które nie tęsknią...
Romantyczny płaszcz samotności narzuciłeś na szczupłe ramiona,
w oczach masz twardy spokój, na ustach mądrość zwycięską.
Nie chcę twojej chłodnej mądrości, chociaż możesz mi dać jej tak wiele...
Nie zabiorę jej z sobą w ciemną przestrzeń pociętą szynami.
Wiem i tak: nic przede mną, wszystko za nami.
Wiem i tak — — Ale milczę, przyjacielu.