DZIEWCZĘTA Z FRANCUSKIEJ PROWINCJI
Ciemne oczy, słodkie imiona:
Marie-Louise... Suzanne... Germaine...
Dni w warkocze tygodni splecione,
dni spokojne, jak oddech przez sen.
Białe domy winorośl oplotła,
o przechodniu cicha droga śni — —
Można wyjść za furtkę kogoś spotkać,
ale przecież nie nadchodzi nikt.
Czas się mierzy dojrzewaniem winogron,
zakwitaniem ogrodowych hortensyj...
Po dnia ciepłym, słodkawym bezsensie
schodzi wieczór zmęczony i dobry.
W kręgu lampy nachyla się głowa
nad wierszami Marceliny Valmore —
cierpkiem winem odurzają słowa,
wielkie słowa: l’Amour, la Mort...
Jest gdzieś miłość — taka jak w wierszach,
jest gdzieś życie rozpostarte w tęczę — —
A tu — porucznik Jean ma medal na miejscu serca
i kochankę... (Dwieście franków miesięcznie.)