Strona:Henryka Łazowertówna - Imiona świata.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

CZUWANIE

Dziesiąta. — W tekturowem pudle domu się zamykam
budować trudną noc, która dzień od dnia oddzieli.
W domu bieda szeleści kartkami komornika,
choroba dławi wonią lekarstw i zmiętej pościeli.

Z cegiełek godzin noc wyrasta krucha i nieufna,
by rozsypać się znagła w bieganinę zbudzonych kroków  —  —
Tymczasem — cicho. Oddechami nabrzmiewa, pęcznieje pokój.
Zegar tyka. I skrzypi o papier stalówka.

Czuwamy razem: zegar, ja — i ty, której nazwać nie śmiem.
Zegar liczy godziny: jedenasta — dwunasta — pierwsza...
A ty z mroku wypływasz kwiatami czereśni
i szmerem wiatru cicho dyktujesz mi wiersze.

Od splamionego stołu, od lepkiej ciszy, od ciemności wrogiej
wynosisz mnie na rękach, które są z mgły i księżyca...
Miasto śpi. — Cień latarni złamał się na rogu.
I dom śpi. — I nikt nie zna naszej tajemnicy.

— Cóż mi dzień? I noc cóż mi, gdy tak można tajemnie odpłynąć
i zostawić za sobą świat swój — pokój półmroczny i duszny...
Albo wrócić — i zszedłszy w największe głębiny
znaleźć cię znów, jak perłę skrytą w szarej muszli.