Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/34

Ta strona została przepisana.
28
KUMA TROSKA.

Zawszeć to porządny już kawał drogi dla takiego jak on malca.
Ale Pawełek trzymał się dzielnie. Tak się obawiał plag ojcowskich, że byłby maszerował odważnie bodaj na koniec świata.
Szkoła była niskim budynkiem słomą krytym, nie o wiele różna od reszty chat chłopskich, przed nią jednak stały jakieś pale, słupy, drabiny i rusztowania wszelkiego rodzaju.
— Tutaj wieszają próżniaków, — objaśnił go ojciec.
Strach Pawełka wzrósł jeszcze więcej, kiedy jednak nauczyciel, dobrotliwy staruszek z siwą rzadką brodą, w wytłuszczonej kurtce, wziął go na kolana i pokazał mu ładną książeczkę z kolorowanemi obrazkami, uspokoił się nieco; tylko te liczne, całkiem obce twarze, co mu się przyglądały z ławek, nie wróżyły mu jakoś nic dobrego.
Przeznaczono mu ostatnie miejsce i przez całe dwie godziny musiał pisać proste kreski na tabliczce.
W czasie pauzy przyszli do niego starsi chłopcy i poczęli go pytać o śniadanie, skoro zaś zobaczyli, że ma chleb z kiszką, zabrali mu go bez ceremonii. Nie zaprotestował bynajmniej, zdawało mu się bowiem, że tak być musi. Kiedy potem powracano do domu, obili go porządnie. Sądził, że to również jest nieodbitą koniecznością, bez której obejść się nie może, ale kiedy już miał po