Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/40

Ta strona została przepisana.
34
KUMA TROSKA

Pewnego dnia słyszał jak ojciec gniewał się na matkę.
— Nie płaczże, ty bekso — mówił. — Tyś prawdziwie na to tylko na świecie, abyś powiększała moją niedolę.
— Ależ, Maksie — odpowiedziała zcicha — czyliż chciałbyś zabronić twoim, aby wraz z tobą boleli nad dotykającem cię nieszczęściem, żeby ci pomagali je dźwigać? Czyż nie powinniśmy właśnie tem silniej, solidarniej trzymać z sobą, im nam gorzej jest i ciężej?
Wówczas zmiękł, nazwał ją poczciwą, dzielną kobietą a sam sobie wymyślał okropnie.
Pani Elżbieta starała się go uspokoić, prosiła, aby miał do niej trochę ufności i był odważnym.
— A tak, odważnym—odważnym! — krzyknął, napowrót w gniew wpadając. — Dobrze wam kobietom rezonować; siedzicie sobie spokojnie w domu i pokornie wyciągacie fartuszek, czekając czy wam w niego szczęście czy nieszczęście wpadnie, co tam łaskawe nieba dadzą: ale my, mężczyźni, musimy iść w świat, we wrogie życie, musimy walczyć, przebijać się i porać z Bóg wie jaką hołotą. Dajcie mi pokój z waszemi przestrogami! Tak, bądź tu odważnym — tak, bądź odważnym!
Grzmiącym krokiem wyszedł z pokoju i ka zał zaprzęgać do wózka, by się na zwykłą swoją puścić wędrówkę.
Skoro powrócił i wyspał się po oczywistych w mieście libacyach, rzekł: