Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/47

Ta strona została przepisana.
41
KUMA TROSKA

Matka otarła oczy i uśmiechnęła się.
— To radość tylko — mówiła — już teraz tak mi lekko, tak jestem swobodna, kiedym się znalazła tu przy pani — tak mi bardzo było tęskno za panią.
— I rzeczywiście, nie mogłaś pani przyjść do mnie?
Matka wstrząsnęła smutnie głową.
— Biedna, biedna kobieta! — rzekła pani, i obie długiem, przeciągłem spojrzeniem popatrzały sobie w oczy.
— A to zapewne mój chrześniak? — zawołała pani, wskazując na Pawełka, który uczepił się sukni matczynej i z wielkiego ambarasu włożył palec w buzię.
— A pfe, wyjmijże z ust palec — rzekła matka a piękna, ujmująca pani wzięła go na kolana i podała mu na spodeczku miodu; — potem pytała o młodsze rodzeństwo, o szkołę i różne rzeczy, na które łatwo mu było odpowiadać, tak że w końcu na jej kolanach czuł się niemal swobodnym zupełnie.
— A co ty już umiesz, mały człowieku? — spytała w końcu.
— Umiem gwizdać! — odpowiedział dumnie.
Uprzejma pani roześmiała się głośno i powiedziała:
— No, to nam co zagwizdaj!
Wydął wargi i próbował gwizdnąć, ale ani sposób było — zapomniał znów ze szczętem!…