Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/49

Ta strona została przepisana.
43
KUMA TROSKA

— Ah, pfe — odpowiedział z gniewem — chcesz mnie wyprowadzić w pole.
— Po cóż miałabym cię chcieć wyprowadzić w polo? — spytała. — Przecież tyś mi żadnej nie wyrządził przykrości.
A potem potwierdziła raz jeszcze, że to właśnie był ów kompas, o który dopytywał się tak ciekawie; i ukazała mu wskazówkę, nędzny zardzewiały kawałek blachy, wystający z pośrodka tablicy, który rzucał swój cień właśnie na cyfrę sześć, na tablicy obok różnych wypisaną.
— Ah, ależ to nadto głupie, prawdziwie! — zawołał i odwrócił się z pogardą.
Kompas w ogrodzie białego domu był pierwszym wielkiem rozczarowaniem jego życia…
Kiedy z nową swą przyjaciółką powrócił do altany, zastał tam wysokiego, barczystego pana z brodą gęstą, długą, na dwie połowy rozczesaną, w strzeleckiem popielatem z zielonemi wyłogami ubraniu, którego oczy zdały się sypać iskry.
— Kto to jest? — spytał Pawełek, trwożnie się kryjąc po za swą towarzyszkę.
Ona zaśmiała się i odrzekła:
— To mój ojciec; jego nie potrzebujesz się lękać bynajmniej.
I skoczyła z głośnym wybuchem radości na kolona nieznajomego.
Wówczas pomyślał sobie, czy też on kiedy odważyłby się skoczyć swemu ojcu na kolana, i wywnioskował z tego, że nie wszyscy ojcowie są