Lata przeszły.
Pawełek stał się cichym, skromnym chłopczyną o nieśmiałem spojrzeniu i niezgrabnych ruchach.
Zawsze zamknięty w sobie, a choć często dozorował bliźniąt, całemi godzinami był w stanie siedzieć nad kawałkiem drzewa, które strugał nie odzywając się słowem. W ogóle był to duch zdolny tylko do podrzędnych zajęć, staranny do zbytku o drobnostki nawet i zastanawiający się głęboko nad wszystkiem.
Nigdy nie zaprzyjaźnił się z żadnym rówieśnikiem, z żadnym nawet w szkole kolegą. Nie, żeby ich unikał z umysłu — przeciwnie, pomagał im w czem mógł chętnie i niejeden rano, przed pacierzem, odpisywał od niego rachunki lub niemieckie zadanie, ale to, co ich zajmowało, jego nie zajmowało bynajmniej i dla tego też nie mógł się zaprzyjaźnić z niemi.
Razów też zbierał co niemiara. Szczególniej przed innymi wycierpiał on niemało od dwóch braci Erdmannów, śmiałych, dzikich, nieokiełznanych chłopców, którzy jako silniejsi i odważniejsi, przez wszystkich byli kochani i wywierali na resztę kolegów pewną terrorystyczną władzę poniekąd. Niewyczerpani oni byli w wymyślaniu coraz nowych figlów, które nieśmałemu chłopczynie zatruwały życie. Wrzucali mu zeszyty szkolne na
Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/54
Ta strona została przepisana.
48
KUMA TROSKA.
V.