Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/55

Ta strona została przepisana.

piec, napychali piaskiem tornister lub do kapelusza jego przytwierdziwszy w miejsce masztu kijek, puszczali takowy na wodę. Większą część psot tych znosił cierpliwie, raz tylko czy dwa razy wpadł w ślepą, o nic nie dbając już, wściekłość. Wówczas rzucił się, gryząc i drapiąc wszystkich dokoła jak szaleniec, tak że nawet daleko silniejsi od niego towarzysze wielce przezornie umknęli z placu. Pierwszy raz było to wówczas, gdy jeden z chłopców nazwał jego ojca „pijanicą” a drugi, gdy go razem z jedną z dziewczynek chciano zamknąć w ciemnym chlewku.
Następnie — wstydził się swego postępku i własnowolnie przyszedł prosić o przebaczenie. Dopieroż wyśmiano go wtedy i oałe, zaledwie pozyskane poważanie znikło znów doszczętnie.
Nauka przychodziła mu bardzo ciężko. Zadania, do którego wyuczenia się koledzy potrzebowali zaledwie kwadransa czasu, on uczył się przez godzinę, dwie czasem. Za to pismo jego było jak wysztychowane a w rachunkach nigdy najmniejszego nie znalazłbyś błędu.
A jednak co zrobił nie zadawalniało go nigdy. Zawsze zdało mu się, że to jeszcze niedokładne i nieraz matka chwytała go na tem, jak wstawał w nocy potajemnie i powtarzał sobie lekcye, w obawie, że czego nauczył się wieczorem może mu przez noc wyjść z pamięci.
Aby jak bracia jego i on kiedyś miał pójść do wyższego zakładu — o tem nie można było nawet