Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/56

Ta strona została przepisana.
50
KUMA TROSKA

myśleć. Matka początkowo przez czas jakiś żywiła w duszy plan, by poszedł śladami starszych, skoro złożą już maturę, bo macierzyńskiem sercem bolała nad tem, aby ten jeden tak był upośledzony wobec innych; koniec końcem jednak poddała się konieczności. I tak też było najlepiej. Pawełek sam nigdy nie spodziewał się czego innego. Uważał się za istotę nieskończenie podrzędną wobec braci i oddawna już wyrzekł się ambicyi doścignienia ich kiedykolwiek. Kiedy przyjeżdżali na wakacye w aksamitnych beretach na włosach sfalowanych, w jaskrawych szarfach przez piersi — należeli bowiem obaj do wzbronionego jakiegoś stundenckiego stowarzyszenia, patrzał na nich jak na jakieś istoty z wyższego świata, jak na półbogów. Chciwie słuchał, gdy między sobą mówili o Salustyuszu i Cyceronie, lub o tragedyach Eschylesa — a oni często rozmawiali o tem choćby dlatego już, aby mu zaimponować. Przedmiotem najwyższego jego podziwu jednak była gruba księga, na której okładce wypisany był wyraz „Logarytmy“, i która od pierwszej aż do ostatniej strony, nie zawierała nic innego, prócz cyfr. Same liczby w długich zwartych szeregach, na których sam widok tylko mąciło się człowiekowi w głowie. Jakże uczonym musi być ten, co to wszystko spamiętał? — myślał sobie w duszy, głaszcząc dłonią tajemniczą okładkę, bo w swej prostocie przypuszczał, że wszystkich tych cyfr wyuczyć się na pamięć trzeba.