Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/58

Ta strona została przepisana.
52
KUMA TROSKA

czę co się dziś zabłąkało, jutro się znajdzie, czy też bułankowi pomoże ta maść, którą ojciec wczoraj przywiózł z miasta? Czy też siano było już całkiem suche, gdy je przewracano i czy też jaskółki, co pod dachem usłały sobie gniazd ko, wychowają szczęśliwie swe młode, czy przypadkiem kot się do nich nie dostanie?
Rozmyślał wciąż o wszystkiem. Troska była mu wrodzoną, o siebie samego tylko nie troskał się nigdy.
Im był starszym i rozumniejszym, tem dokładniej wejrzeć mógł w nieład, jaki ojciec wprowadził do gospodarstwa i znowu nieraz wydzierało mu się z piersi westchnienie: „O gdybym już był dużym!“
Obawa przed wybuchami ojcowskiego gniewu oczywiście nigdy nie dopuszczała do jawnego wyrażenia tych obaw, a jeśli kiedykolwiek odważył się wyrazić je wobec matki, ona oglądała się trwożnie po pokoju i wołała:
— Cicho bądź, na Boga!
A mimo to, ojciec pomiarkował wprędce, czem zajęte są myśli jego syna. Nadał mu przezwisko „liczykrupy” i dręczył go niem, ilekroć tylko spotkał. W chwilach dobrego usposobienia, rozumie się, bo w złych nie szczędził mu razów — łokciem, rączką szpicruty, grubym rzemieniem — wszystkiem wreszcie, co miał pod ręką w danej chwili. Najwięcej jednak obawiał się Pawełek tej ręki, co rozdzielała razy, i której uderzenie sto-