sądzicie zaś, że go zabić jesteście w stanie? Ach, dajcież pokój i złóżcie mu hołd, nie walcząc wcale. Nastaje królestwo jego na ziemi. Szakale wyją po lesie, gdy niema lwa, umykają atoli na głos ryku jego. O ślepii[1] głupi! Wydajecie okrzyki pychy, gdy mistrz milczy, atoli, zaprawdę mówię wam, pierzchniecie, skoro jeno lew ludzi wypowie słowo.
Wojownicy przyjęli wzgardą jeno mądre przestrogi Sarthavahy i jego przyjaciół, a armja kroczyła dalej.
Przed napaścią na bohatera chciał go przestraszyć Mara i wzbudził przeciw niemu wichry. Burze groźne nadciągnęły od skraju widnokręgu, wyrywając drzewa, zmiatając wioski i wstrząsając podwalinami gór. Ale bohater zachował spokój i nie drgnął nawet jeden fałd szaty jego.
Rozkazał Mara siec deszczom nawalnym, które rozrywały łono ziemi, zatapiając miasta. Ale bohater zachował spokój i nie zmókł ani jeden fałd szaty jego.
Stworzył Mara skały rozżarzone i ciskał je w świętego męża. Przelatywały one w powietrzu, ale, zbliżając się ku drzewu, przybierały postać kwiatów i padały bohaterowi pod stopy.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – ślepi i.