Zasmuciło to przewoźnika tak, że zaczął krzyczeć:
— Biada mi! Biada! Nie chciałem przewieźć męża świętego! — to rzekłszy, rzucił się w rozpaczy na ziemię.
Błogosławiony wkroczył do wielkiego miasta, Benaresu, chodził, żebrząc i jedząc, co mu dano, potem zaś ruszył do parku gazel, gdzie mieszkało, jak wiedział, pięciu uczniów Rudraki.
Spostrzegli go zdala, poznali i jęli mówić pomiędzy sobą:
— Znamy oddawna mnicha, który właśnie nadchodzi. Zadziwił nas przez czas długi pobożną surowością swoją, ale pewnego dnia pofolgował sobie, tak żeśmy go opuścili. Jeśli nie osiągnął mądrości najwyższej czasu wielkiej ascezy, to cóż wart jest dziś, gdy wiedzie żywot łakomca i nikczemnika? Psie wyjdziemy go witać, nie wstaniemy przed nim, nie zdejmiemy zeń płaszcza, ani nie odbierzemy z rąk jego misy żebraczej, a także nie ustąpimy mu siedzenia, mówiąc, że tyle jeno mamy krzeseł, ile nam samym potrzeba. Nie damy mu też jeść, ni pić.