Żyjesz w nędzy i nie masz ich czem żywić, u mnie zaś głodu nie zaznają, a postaram się też, by ich zbytnio nie dręczyła żona moja. Visvantara pomyślał:
— Oto nadszedł czas strasznej ofiary! Cóż uczynić? Mimo zapewnień bramina wiem, że dzieciom moim źle będzie u jego żony, a za pożywienie dostaną jeno odpadki. Czyż jednak mam prawo odmawiać proszącemu?
Rozmyślał długo, potem jednak powiedział:
— Zabierz dzieci, braminie, i uczyń je niewolnikami żony swojej.
Zapłakane dzieci odeszły z braminem. Tymczasem Madri zrywała granaty, ale każdy owoc wypadał jej z ręki. Przerażona pobiegła spiesznie do chaty i nie zastała dzieci.
— Gdzie dzieci? — spytała męża, który łkał gorzko. — Gdzie dzieci? — powtórzyła, gdy milczał dalej. — Gdzież są dzieci? — zawołała raz jeszcze. — Odpowiadaj prędko. Zabija mnie milczenie twoje!
Na to odparł złamanym głosem:
— Przyszedł tu jakiś bramin i zażądał, bym mu oddał dzieci na niewolników.
— A ty dałeś! — zakończyła.
— Czyż miałem prawo odmawiać?
Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/149
Ta strona została przepisana.