Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/155

Ta strona została przepisana.


Visvantara całował ojca, Madri upieściła dzieci, Dżalina i Krysznadżinę, a królowa Fusati spłakała się z rozczulenia. Mieszkańcy wydali okrzyk ku czci Visvantary, gdy przekroczył bramę miasta.
— Otóż wiedzcie, że Visvantara, to ja. Wy mnie dziś czcicie, jak jego niegdyś czczono, ja zaś powiadam wam, wstąpcie na drogę wyzwolenia.
Umilkł Błogosławiony. Słuchający z uwagą Sakjowie skłonili mu się i odeszli, atoli żadnemu nie przyszło na myśl zaofiarować mu jedzenie na dzień następny.



*   XIII.   *


Na drugi dzień kroczył Mistrz ulicami miasta i, chodząc od domu do domu, żebrał pożywienia. Poznawszy go rychło, mówili sobie mieszkańcy Kapilavastu:
— Oto dziwny widok. Sidharta, syn królewski, dawniej lśniący od szat wspaniałych, teraz chodzi w żebraczej szacie zakonnika, prosząc jałmużny.
Jedna, ze służebnych Gopy, wyszedłszy z pałacu, dowiedziała się, o czem mówi miasto, i zawiadomiła panią swoją co prędzej, mówiąc: