Zebrał wielką armje pieszych i konnych, mnóstwo wozów bojowych i słoni z wieżami, a wszędzie połyskiwały w słońcu lance i miecze.
Król Prasenadżit skrzyknął także wojowników swoich, uzbroił ich w lance i miecze, miał również wozy, konie i słonie i ruszył przeciw nieprzyjacielowi.
Zawrzała walka straszliwa, trwająca dni cztery. Pierwszego utracił Prasenadżit słonie, drugiego konie, trzeciego wozy, czwartego poginęli, lub popadli w niewolę piesi żołnierze jego, a on sam, na ostatnim, pozostałym, wozie, z trudem uciec zdołał do Sravasti.
Tutaj usiadł w ciemnej sali na niskiem krześle i trwał w takim bezruchu przygnębienia, iż gdyby nie łzy płynące z oczu, możnaby było sądzić, że zmarł.
Niebawem wszedł do sali kupiec Anatapindika.
— O panie! — rzekł. — Obyś żył długo i wrócił do zwycięstwa!
— Ach! Pobito mi żołnierzy! — wykrzyknął król. — Biedni moi żołnierze! Niemasz ich już!
— Przestań boleć, o królu, i zbierz ponownie wojsko.
— Wydałem wszystko, com posiadał na wyposażenie armji pierwszej!
Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/229
Ta strona została przepisana.