— Królu! — rzekł na to Anatapindika. — Dam ci złota, ile potrzebujesz.
Wstał żywo Prasenadżit i zawołał:
— Dzięki ci, o Anatapindiko! Ocaliłeś mnie.
Za złoto Anatapindiki wystawił Prasenadżit armję ogromną i ruszył na Adżatasatru.
Zderzenie wojsk zadziwiło samych nawet bogów. Prasenadżit zastosował szyk bojowy, jaki mu wskazali ludzie przybyli z krajów dalekich, a Adżatasatru nie mógł się oprzeć szybkim jego atakom. Teraz on poniósł klęskę i dostał się żywcem do niewoli.
— Zabij mnie! — krzyknął Prasenadżitowi.
— Zostaniesz przy życiu! — odparł tenże. —
Stawię cię przed Mężem Doskonałym, a on postanowi o losie twoim.
Mistrz przybył niedawno do parku Dżety. Rzeki mu więc Prasenadżit:
— Patrz oto, Mistrzu. Mam w ręku króla Adżatasatru, który wszczął z błahego powodu wojnę, albowiem mnie nienawidzi. Ale ja nie czuję doń nienawiści i skłonny jestem wrócić mu wolność, z uwagi na pamięć ojca jego, Vimbasary, który był mi przyjacielem.
— Puść go wolno! — rzekł Mistrz. — Zwycięstwo rodzi nienawiść, a klęska cierpienie.
Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/230
Ta strona została przepisana.