— Zaprawdę, pozyskaliśmy wielkie bogactwa, od kiedy zobaczyliśmy Błogosławionego. Tyś jest ucieczką naszą, Mistrzu, który spoglądasz na nas oczyma mądrości. Bądźże nam opiekunem, o Święty! Ja sam i żona moja słuchamy cię pilnie, a wiodąc życie zbożne, przezwyciężymy narodziny i śmierć, docierając do krańca niedoli.
Głos jakiś rozbrzmiał, niewiadomo skąd:
— Ten, kto ma synów, pragnie widzieć synów ich, — rzekł szatan Mara — ten, kto ma krowy, pragnie widzieć potomstwo ich, mienie sprawia rozkosz ludziom, a ten, kto go nie ma, nie zaznaje rozkoszy.
— Ten, kto ma synów, trapi się, patrząc na synów ich, — odrzekł Mistrz — ten, kto ma krowy, trapi się o potomstwo ich, mienie przynosi troskę, a ten, kto go nie ma, wolen jest troski.
Mara uciekł, a Dahniya i żona jego jęli słuchać z uwagą słów Mistrza.
Mistrz przybył nad Ganges, w miejsce, gdzie budowano właśnie miasto Pataliputrę. Pozdrowił mury, wychodzące dopiero z ziemi, i zawołał: