niki ledwie po kolana, Ale tym z pod nich nóżki wyłażą bocianie, A tu wszystko cholewy zakryją, mosanie! Chłopak już wtedy siada na podaną ławkę I próbuje kropówki przepchnąć przez nogawkę. — Ach, co pan też wyrabia, toć trzeba inaczej, Niech pan najprzód ze siebie stare ściągnąć raczy! Walek w ziemię spogląda: — Proszę jegomości, Kiedy bardzo się wstydzę w pańskie obecności. — A, rozumiem, nie szkodzi! Więc odwrócę oczy, Albo niech pan na chwilę do komórki skoczy. Chłopak skryty w komórce coraz głośno stęknie: — Och!... Zobaczy jegomość, że jeszcze co pęknie! Takie juchy wąziutkie... co to trzeba męki! No, nareszcie i weszły... obie, Bogu dzięki.
Niechno patrzy jegomość, jak to niewygodnie. — To nic, — krawiec odpowie — bo tak dzisiaj modnie. — A tu w pasie wej zapiąć nie mo-
Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —