cą te czerwone baki! A to strój taki tani, żądam trzy ośmaki; Nie przeceniam grafowi, by szedł handel gladko. Walek kontent i grosze liczy na stół chwatko. Żeć maszkara zawadza, nachyla się nisko, Patrzy zyzem, jak głodny bocian na ściernisko. Namyślił się trzy razy, 3 razy przeliczył, W końcu jednak o ósmak żydek go oćwiczył. Związał chłopak woryszek z resztą swego myta: — Panie kupiec: więc teraz jesteśma już kwita? — Niech graf przyjdzie drugi raz. — Zostań kupiec z Bogiem! Rzekł parobek i stanął w maszkarze za progiem.
Krawiec skoczył za Walkiem: — Niechno pan poczeka, Nikt tak w panu nie pozna dworskiego człowieka; W mieście chodzić nie wolno w dubeltowej twarzy, Na wsi to co innego, niechno pan uważy; Jeźli tego górnego pan nie zdejmie pyska, Nikt nie ujrzy, że z pańskich oczu jasność
Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —