poszli, na żebraki. Albo, czybyś ty wiedział, co trzeba kobiecie? A toć rok już dwudziesty człowiek ma na grzbiecie. Na targ nigdy nie puszczą, na jarmark już wcale, Człowiek wciąż musi brodzić po tym wiejskim kale. Przy robocie ekonom wiecznie na mnie gdera, Aż się dycht człowiekowi na płakanie zbiera. Nie! Nie będę ja marniał, żył w takim kłopocie! Otworzyli mi oczy chłopi przy robocie, Co to, ich nauczyli na francuskiej wojnie, Jak to człowiek żyć może dobrze i spokojnie. Pójdę służyć do miasta, bom nie dudek lada, A jegomość co na to?... Nikt nie odpowiada.
Walek krawca nie widzi przez swe szklanne oczy, Wszystko, co go otacza, mgli mu się i mroczy. Ale jeszcze nie skończył całej swojej mowy. Dalej bredzi, co tylko przyjdzie mu do głowy; — Strój już teraz mam miejski. — Co za pan ten Walek!
Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —