jasną ma farbę, proszę pana kupca. — Niechże mnie pan da pokój i tyle nie bredzi, Jeno skoro nalane, przez gardło przecedzi.
Walek lubo się bojał jasnego koloru, W końcu spuścił w kieliszek koniuszek ozoru, Przyłożył go do nosa: — miotówką ci pachnie — Nagle głowę przechyla i duszkiem go machnie. A do prawdy! Co też to? Toć smakuje biało, Ale szkło wejno równak jasne pozostało. Toć i tu mam pojęcie; wezmę przykład z siebie: Moje szkiełka też jasne jako dach na niebie, A koszula wej biała, befka także biała, Tylko mi je ta brzydka pluta powalała, Ale to się wypierze — Piję pana zdrowie! — Ja dziękuję, — z uśmiechem kupczyk mu odpowie, Ale niech pan przepije do onej gosposi, Co na głowie tę chustkę staroświecką nosi. Pewnie to pan w sąsiedztwie ukradł gdzie
Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —