się nie broni, bo ledwo oddycha. I wyleciał nieborak za drzwi w okamgnieniu, Upadł na łeb i mocno nos zbił na kamieniu. Srodze stęka i zwolna na nogi się prości... — A żeby go pioruny! Ten nie ma litości! Toć mi gnaty potłukła, ta kusa bestyja, Szkoda, żem ja przy sobie nie miał kawał kija! Byłby musiał się chłystek od razu obalić, Parasolem to jednak licho umiem walić, Ale ja się nauczę! Wtedy czekaj, bratku, Zobaczymy, kto będzie stękał na ostatku! Dobrze, że aby szkiełek nie strzaskał mi pałą, Tak przynajmniej się zdaje, że mam gębę całą. Ale w nos musiał lunąć szelma apuchtina, Boć wej kicha czerwoną puchnąć zaczyna. Tak po ciężkiej przygodzie biedny Walek rzecze, Nos rękawem ociera i dalej się wlecze.
Zagramolił się wreszcie między straganiki, Gdzie, jak mu powiadali, mają być pierniki. Widzi na długim
Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —