w okamnieniu, bo już żywnie wierzył, Że to klin piorunowy w głowę go uderzył.
Myślał, że już się zbliża ostatnia godzina, Ale była to inna jasności przyczyna: Doznał tego upadku i okropnej doli U rosnącej przy drodze wysokiej topoli, W którą przez swego wzroku nieszczęsne zamglenie, Łbem uderzył i z tego jasne miał widzenie.
Byłby długo tak leżał na przemokłej drodze, Bo wstać nie mógł na nogi potłuczony srodze, Ale nieba za chwilę pomoc mu przyniosły — Przybył Samarytanin dwa wiodący osły; Był to Wach co z jarmarku stadło długouche Pędził do wsi, a jako człek miał serce kruche, Myśląc, że to nieboszczyk, co zmarł bez spowiedzi, Pacierz nad nim odmawia i rzewne zły cedzi. — Co to z wami się stało? — nieboszczyka pyta. Snać wnetrzności spaliła we was
Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.
— 54 —