Strona:Hipolit Cegielski - Życie i zasługi doktora Karola Marcinkowskiego.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

z równą uprzejmością i równie pomyślnym skutkiem traktował pacyentów, jak otaczających go młodych lekarzy, których uczył leczyć nietylko bóle fizyczne, ale i bóle moralne, nieść ochoczą i bezinteresowną ulgę cierpieniom nietylko choroby, ale i nędzy. Noce poświęcał wycieczkom zamiejscowym, aby rano mógł stawać do miejscowych obowiązków, a wycieczki te, niekiedy bardzo odległe, dla pospiechu odbywał konno i to na koniach rozstawnych i nieujeżdżonych. Nie było zgoła trudu i poświęcenia, przed któremiby się wzdrygnął lub uchylił.
To téż sztuka jego miała urok, który podobno skuteczniéj niekiedy działał, aniżeli środki, które przepisywał. Oblicze jego przy łóżku chorego, nieprzysadne słowo pociechy, były jak gdyby zażegnaniem choroby, do którego środek lekarski był niejako pobocznym tylko dodatkiem. A jak wielkie było zaufanie doń powszechne, jak nieznośny brak jego w chwilach niebezpieczeństwa, to się podobnie jak niegdyś w Klajpedzie, pokazało w Poznaniu, kiedy w roku 1837, w dwa lata po jego powrocie, wybuchła znów cholera, a przypadła właśnie na czas więzienia, które Marcinkowski z wyroku za udział w wojnie roku 1831, skazany na 6 mięsięcy, w Świdnickiéj fortecy odsiadywał. Głos powszechny, głos trwogi wołał o powrót Marcinkowskiego, a głosowi temu władze oprzeć się nie zdołały. Jako zbawca powitany w mieście, jeśli nie samą sztuką, dosyć podobno bezwładną w obec téj plagi od wschodu, to więcéj pewno moralnym swoim wpływem i zaufaniem chorych i zdrowych, jednych ze skutkiem leczył, drugich od choroby chronił. Od tego czasu stał się pierwszą powagą między lekarzami tak cywilnymi jak wojskowymi; sami dygnitarze władz najwyższych, najczęściéj przeciwnicy jego dążności narodowych, oddawali mu zdrowie i życie swoje i swych familii