Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/101

Ta strona została przepisana.

chory, pomyślałem. Ona udawała zazdrosną i podejrzliwą. Kiedy zazdrość jest szczera, wtrącił de Marsay, jest oma nieomylnym znakiem jedynej miłości...
— Czemu? spytała żywo księżna de Cadignan.
— Miłość jedyna i szczera1, rzekł de Marsay, Stwarza pewną apatję fizyczną nastrajającą do dumań. Mózg zaczyna wówczas wszystko komplikować, zagłębia się w sobie, roi sobie chimery, zmienia je w rzeczywistość, dręczy się; jest to zazdrość równie urocza jak nieznośna.
Pewien zagraniczny poseł uśmiechnął się, stwierdzając w świetle jakiegoś wspomnienia prawdę tej refleksji.
— Zresztą, powiadałem sobie, jak można wyrzec się chwili szczęścia? ciągnął de Marsay. Czyż nie lepiej iść mimo gorączki? Bałem się przytem, iż, gdyby wiedziała że jestem chory, byłaby zdolna przybiec i narazić się. Zdobywam się na wysiłek, piszę drugi list, i odnoszę go sam, bo mego zaufanego człowieka już nie było. Mieszkała po drugiej stronie rzeki; musiałem przebyć cały Paryż; wreszcie, w przyzwoitej odległości od jej domu, chwytam posłańca, każę mu natychmiast zanieść list i wpadam na pomysł, aby przejechać w dorożce pod bramą, dla przekonania się czy przypadkiem oba listy nie przyjdą naraz. W chwili gdy przybywam o drugiej, brama otwiera się, aby przepuścić powóz, czyj?... parowana! Jest temu już piętnaście lat... otóż, w chwili gdy wam to opowiadam, ja, zużyty mówca, minister wysuszony polityką, czuję jeszcze wrzenie w sercu i żar we wnętrznościach. Za godzinę wracam; powóz wciąż stoi w dziedzińcu! Bilecik mój został zapewne u odźwiernego. Wreszcie, o wpół do czwartej, powóz odjechał. Mogłem się przyjrzeć fizjognomji mego rywala: był poważny, nie uśmiechał się; ale kochał, i z pewnością było coś między nimi. Idę na schadzkę, królowa mego serca przybywa, jest spokojna, czysta i pogodna. Tu muszę się państwu przyznać, że Otello zawsze wydawał mi się nie tylko głupcem, ale człowiekiem bez smaku. Jedynie murzyn czy metys zdolny jest zachować się w ten sposób. Szekspir czuł to zre-