de Richelieu, ani Lauzun, ani Ludwik de Valois wykonali pierwszy raz bardziej mistrzowski odwrót. Co się tyczy mego umysłu i serca, stężały odtąd na zawsze, a władza, którą w owej chwili umiałem osiągnąć nad odruchami będącymi źródłem tylu głupstw, dała mi tę zimną krew, którą znacie.
— Jakże mi żal tej drugiej! rzekła baronowa de Nucingen.
Niedostrzegalny uśmiech, który przewinął się po bladych wargach de Marsaya, przyprawił o rumieniec Delfinę de Nucingen[1].
— Jag to zię zabomina! wykrzyknął baron de Nucingen.
Naiwność słynnego bankiera miała taki sukces, że żona jego, która była ową drugą de Marsaya, mimowoli rozśmiała się ze wszystkimi.
— Jesteście wszyscy gotowi potępić tę kobietę, rzekła lady Dudley; otóż ja rozumiem, że ona nie uważała swego małżeństwa za niewierność! Mężczyźni nie umieją rozróżnić stałości i wierności. Znam kobietę, której historję opowiedzą! nam pan de Marsay, to jedna z waszych ostatnich wielkich dam!...
— Niestety, milady, ma pani słuszność, odparł de Marsay. Od pięćdziesięciu lat jesteśmy świadkami ciągłego upadku wyżyn społecznych; powinniśmy byli ocalić kobiety z tego powszechnego rozbicia, ale kodeks przejechał po ich głowach strychulcem swoich paragrafów. Mimo iż te słowa brzmią strasznie, niema co ukrywać: księżne giną i margrabiny także! Co się tyczy baronowych, to — z przeproszeniem pani de Nucingen, która zostanie hrabiną kiedy jej mąż będzie parem Francji — baronowych nigdy nie brało się serjo.
— Arystokracja zaczyna się od wicehrabiny, rzekł Blondet z uśmiechem.
— Hrabiny zostaną, odparł de Marsay. Światowa kobieta będzie zawsze mniej albo więcej hrabiną, hrabiną Cesarstwa, hrabiną wczorajszą, hrabiną starej daty, albo, jak mówią we Włoszech, hra-
- ↑ Ojciec Goriot, Cezar Birotteau, etc.