weszli w las. W dwie sekundy ujrzeliśmy tamtego na ziemi, z głową rozwaloną na dwoje. Żołnierze z tamtego pułku cofnęli się, och! w szybkiem tempie! Ów kapitan, którego omało nie zabito i który jęczał w bajorze, gdzie go rzuciło koło armatnie, miał za żonę cudną Włoszkę z Messyny, która nie była obojętna naszemu pułkownikowi. Ta okoliczność zdwoiła jego wściekłość: mąż miał prawo do jego opieki, winien był go tak bronić jak samą żonę.
Otóż, w chacie gdzie spotkałem się z tak dobrem przyjęciem, ów kapitan siedział wprost mnie, a żona jego na drugim końcu stołu naprzeciwko pułkownika. Była to drobna kobietka, bardzo czarna, w jej dużych czarnych oczach lśnił cały żar sycylijskiego słońca. W tej chwili była przeraźliwie chuda, twarz jej była okryta kurzem niby owoc leżący na gościńcu. Odziana w nędzne łachmany, zmęczona marszem, z włosami rozczochranemi i zlepionemi pod strzępem szala, zachowała jednak kobiecość: ruchy jej były ładne, buzia różowa i wdzięczna, zęby białe; figura, biust, wdzięki których nędza, zimno i zaniedbanie nie zniekształciły jeszcze, mówiły o miłości tym, którzy zdolni byli myśleć o kobiecie. Rozyna była zresztą jedną z owych natur wątłych napozór, ale pełnych nerwu i siły. Twarz męża, piemonckiego szlachcica, wyrażała jakąś kpiącą dobroduszność, o ile wolno łączyć te dwa słowa. Ten człowiek odważny, wykształcony, zdawał się nie wiedzieć o stosunkach, jakie łączyły jego żonę i pułkownika blisko od trzech lat. Przypisywałem tę obojętność włoskim obyczajom, lub jakiejś tajemnicy małżeńskiej; ale było w fizjognomji tego człowieka coś, co budziło we mnie zawsze mimowolny niepokój. Jego dolna warga, cienka i bardzo ruchliwa, opadała w kątach, co zdradzało grunt okrucieństwa w charakterze napozór flegmatycznym i gnuśnym.
Możecie sobie państwo wyobrazić, iż, w chwili gdy przybyłem, rozmowa nie była zbyt ożywiona. Koledzy moi, zmęczeni, jedli w milczeniu. Oczywiście zadali mi kilka pytań, opowiedzieliśmy sobie swoje nieszczęścia, przeplatając je uwagami o kampanji, o generałach i ich błędach, o Rosjanach i o mrozie. W chwilę po mem
Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/128
Ta strona została przepisana.