de Merret. Rozalja mówiła mi, że krucyfiks, do którego jej pani była tak przywiązana iż się z nim kazała pochować, był hebanowy ze srebrem; otóż, w pierwszych czasach swego tu pobytu, pan Feredia miał właśnie taki krucyfiks, którego później już u niego nie widziałam. A teraz, prawda, proszę pana, że ja nie mam co mieć wyrzutów o tych piętnaście tysięcy franków i że one są sumiennie moje?
— Oczywiście. Ale czy pani nie próbowała wypytać Rozalji?
— Jakżeby nie! Ale, widzi pan, ta dziewczyna to istna skała. Coś wie, ale niepodobna z niej wyciągnąć.
Pogwarzywszy jeszcze jakiś czas, gospodyni zostawiła mnie na łup mętnych i mrocznych myśli. Ogarnęła mnie romantyczna ciekawość, zabobonny lęk, dość podobny do uczucia jakie nas chwyta w chwili gdy wchodzimy w nocy do ciemnego kościoła, w którym widzimy światło migocące pod arkadami: przesuwa się jakiś mglisty cień, słychać szelest sutanny lub sukni, dreszcz nas przeszedł. Grande Bretèche i jej wysokie trawy, jej zaryglowane okna, zardzewiałe zawiasy, zamknięte drzwi, opustoszałe pokoje, wszystko to stanęło mi nagle fantastycznie przed oczyma. Siliłem się wniknąć w tajemnicze mieszkanie, szukając węzła owego groźnego dramatu, który zabił troje osób. Rozalja stała się w mych oczach najbardziej interesującą osobą w Vendôme. Przyglądając się jej, odkryłem w niej ślady tajemnej myśli, mimo wspaniałego zdrowia jakie tryskało z pulchnej twarzy. Było w niej coś... wyrzut czy nadzieja... zachowanie się jej zwiastowało tajemnicę niby zachowanie się dewotki modlącej się bez przerwy, albo dzieciobójczyni która wciąż słyszy ostatni krzyk dziecka. Poza tem dziewczyna zdawała się gruba i pospolita, głupawy uśmiech nie miał nic zbrodniczego, każdyby ją rozgrzeszył już na sam widok wielkiej chustki w kraty, okrywający jędrny biust, wtłoczony w suknię w białe i fioletowe prążki.
Nie, pomyślałem, nie opuszczę Vendôme wprzód, aż poznam
Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/144
Ta strona została przepisana.