Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/148

Ta strona została przepisana.

— Jest ktoś u ciebie w alkowie?
Spojrzała na męża spokojnie i rzekła poprostu:
— Nie, mój drogi.
To, „nie“ przywiodło pana de Merret do rozpaczy, nie uwierzył; mimo to, nigdy żona nie wydawała mu się bardziej czysta i święta niż w tej chwili. Wstał aby otworzyć alkowę; pani de Merret ujęła go za rękę, spojrzała nań smutno, i rzekła głosem niezwykle wzruszonym:
— Jeśli nie znajdziesz nikogo, pomyśl, że wszystko między nami skończone!
Niewysłowiona godność, bijąca z twarzy żony, wróciły szlachcicowi głęboką cześć dla niej i natchnęła go jednem z owych postanowień, którym brak tylko szerokiej sceny, aby przejść do nieśmiertelności.
— Nie, rzekł, Józefino, nie pójdę. Tak czy owak wszystko byłoby między nami skończone. Słuchaj, ja znam czystość twojej duszy, wiem, że żyjesz jak święta, nie chciałabyś popełnić grzechu śmiertelnego ani za cenę życia.
Tu pani de Merret popatrzyła na męża błędnym wzrokiem.
— Masz, oto twój krucyfiks, dodał ten człowiek. Przysięgnij przed Bogiem, że niema tam nikogo, a uwierzę ci, nie otworzę tych drzwi nigdy.
Pani de Merret wzięła krucyfiks i rzekła: „Przysięgam“.
— Głośniej, rzekł mąż, i powtarzaj: „Przysięgam w obliczu Boga, że niema nikogo w tej alkowie“.
Powtórzyła bez zmieszania.
— Dobrze, rzekł zimno pan de Merret. Po chwili milczenia dodał: Masz widzę bardzo ładną rzecz, której nie znałem, rzekł, oglądając hebanowy krucyfiks, wykładany srebrem i rzeźbiony bardzo artystycznie.
— Kupiłam go u Duviviera. Kiedy prowadzono tędy transport jeńców, nabył go od hiszpańskiego księdza.
— A, tak, rzekł pan de Merret, wieszając krucyfiks i zadzwonił.