Manfred katolicki i wolny od zbrodni, kryjący ciekawość w siwej wierze, topiący lody żarem wulkanu bez ujścia, rozmawiający z gwiazdą, którą on jeden widział!
Dostrzegłem wiele rzeczy ciemnych w jego życiu. Chował się moim oczom, nie jak podróżnik, który, idąc, znika chwilami w rozpadlinach i wyrwach nierównego gruntu, ale jak śledzony tyraljer, który chce się utaić i szuka kryjówki. Nie mogłem sobie wytłumaczyć jego częstych znikań w chwili gdy najbardziej pochłonięty był pracą. Nie krył się z tem przede mną, powiadał: „Niech pan kończy — za mnie“ i zostawiał mi swoją robotę. Człowiek ten tak zagrzebany w potrójnych obowiązkach męża Stanu, sędziego i mówcy, ujął mnie jednem upodobaniem, które zdradza piękną duszę i które mają prawie wszyscy ludzie subtelni: miłością do kwiatów. Jego ogród i gabinet pełne były najrzadszych roślin, — ale zawsze kupował je już zwiędłe. Może lubował się w tym obrazie swego losu?... Był — zwiędły tak, jak te kwiaty bliskie zgonu, których zgniłe niemal — zapachy wprawiały go w dziwne upojenie.
Hrabia kochał kraj, poświęcił się sprawom publicznym z furją serca, które chce oszukać inną namiętność, — ale studja, praca w której się zatopił, nie wystarczały mu: toczyły się w nim straszliwe walki, z których i mnie dosięgło kilka ułomków. Słowem, czuć było w nim rozpaczliwe parcie ku szczęściu; i miałem wrażenie, że powinien być szczęśliwy: ale gdzie była przeszkoda? — Czy kochał? Oto pytanie, które sobie zadawałem. Osądźcie, jakie kręgi cierpienia myśl moja musiała przebyć, zanim doszła do tak prostego a tak straszliwego pytania! Mimo wysiłków, zwierzchnik mój nie zdołał tedy ukryć odruchów swego serca. Pod jego surową pozą, pod milczeniem męża Stanu szamotała się namiętność powściągana z taką siłą, że nikt, z wyjątkiem mnie, towarzysza jego stołu, nie odgadł tego sekretu. Godłem jego, można rzec, było: „Cierpię i milczę“.
Szacunek i podziw, jakie szły za nim, przyjaźń pracowników równie wytrwałych jak on, hr. de Grandville i de Sérizy, wszystko to nie miało nań żadnego wpływu: albo nie zdradzał im nic, albo
Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/29
Ta strona została przepisana.