Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/63

Ta strona została przepisana.

Och, co sobotę ogarnia mnie przypływ dumy. Słowem, kocham złoto pana Gaudissart, jak lord Byron, pański sobowtór, kochał złoto księgarza Murray.
— To nie jest rola kobiety, odparłem.
— Ba! czyż ja jestem kobietą? Ja jestem chłopiec obdarzony tkliwą duszą, oto wszystko; chłopiec, którego żadna kobieta nie może udręczyć...
— Pani życie jest zaprzeczeniem całej pani istoty, rzekłem. Jakto, pani, którą Bóg obdarzył skarbami czucia i piękności, nie pragnie czasem...
— Czego? spytała, zaniepokojona odezwaniem, które pierwszy raz kłóciło się z mą rolą.
— Ładnego dziecka z kręcącemi się włosami, biegającego wśród tych kwiatów, niby kwiat życia i miłości, i wołającego: „Mamo!...“
Czekałem odpowiedzi. Przeciągająca się cisza dała mi odgadnąć straszliwe wrażenie moich słów, wrażenie, którego nie dostrzegłem w ciemności. Hrabina osunęła się na kanapę: nie zemdlała, ale zastygła w ataku nerwowym którego pierwszy dreszcz, łagodny jak wszystko w niej, podobny był (mówiła mi później) do działania najsubtelniejszej trucizny. Zawołałem panią Gobain: przyszła, zaniosła swą panią na łóżko, rozsznurowała, wróciła ją nie do żyda, ale do świadomości okropnego bólu. Przechadzałem się płacząc w alei pod domem, wątpiąc o pomyślnym obrocie. Chciałem się zrzec tej roli ptasznika, roli tak niebacznie przyjętej. Pani Gobain, która zeszedłszy ujrzała moją twarz we łzach, pobiegła szybiku na górę i rzekła:
— Co się stało, proszę pani? Pan Maurycy płacze rzewnemi łzami, zupełnie jak dziecko!
Lękając się, że nasze zachowanie mogłoby być fałszywie tłumaczone, hrabina zdobyła się na nalduzką siłę, narzuciła peniuar, zeszła i rzekła do mnie:
— To nie pan jest przyczyną ataku; miewam od czasu do czasu takie spazmy, rodzaj skurczu serca!...