Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/83

Ta strona została przepisana.

dy pragnieniem, z całą niecierpliwością człowieka który przekroczył czterdziestkę, z całym rozsądkiem dyplomaty który umie miarkować swą namiętność. Kiedy ty odjeżdżałeś, nie dopuszczono mnie jeszcze na ulicę Saint-Maur, ale list od niej przyrzekł mi rychłe pozwolenie. Był to melancholijny i łagodny list kobiety, która lęka się wzruszeń spotkania. Odczekawszy więcej niż miesiąc, ośmieliłem się pojawić, spytawszy przez panią Gobain, czy Honoryna zechce mnie przyjąć.
— Pani chce się przebrać, rzekła Gobain, pragnąc ukryć niezdecydowanie Honoryny pod pozorami zaszczytnej dla mnie kokieterji. Przez dobry kwadrans wstrząsało nas nerwowe drżenie, równie silne jak to które chwyta mówców na trybunie; wymieniliśmy tylko urywane zdania, jak ludzie zaskoczeni, którzy udają rozmowę.
— Widzisz, Honoryno, pierwsze lody pękły, i tak drżę ze szczęścia, że powinnaś mi przebaczyć bezład moich słów. To będzie trwało długo!
— Niema w tem zbrodni, aby się kochać w swojej żonie, odrzekła uśmiechając się z przymusem.
— Użycz mi tej łaski, abyś już nie pracowała jak wprzódy. Wiem od pani Gobain, że żyjesz od trzech tygodni ze swoich oszczędności. Masz własnych sześćdziesiąt tysięcy franków renty; jeśli mi nie zwrócisz serca, nie zostawiaj mi przynajmniej swego majątku!
— Oddawna już, odrzekła, znam twoją dobroć...
— Gdybyś miała ochotę zostać tutaj, odparłem, i zachować niezależność, jeżeli najgorętsza miłość nie znajdzie łaski w twoich oczach, nie pracuj przynajmniej...
„Podałem jej trzy obligi, każdy na dwanaście tysięcy franków renty, wzięła je, rozwinęła obojętnie, a przeczytawszy, rzuciła mi tylko spojrzenie za całą odpowiedź. Zrozumiała, że ja nie pieniądze jej daję, ale wolność.