Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/88

Ta strona została przepisana.

bo zasługuje na to, aby go kochać. Skoro mój duchowy szpieg się ożenił, niech pamięta to, co mu kwiaciarka z ulicy Saint-Maur przekazuje jako naukę: „Niech pańska żona rychło zostanie matką! Wtrąć ją w najpospolitsze troski gospodarskie: nie pozwól jej hodować w sercu tajemniczego kwiatu ideału, niebiańskiej doskonałości w którą ja wierzyłem, zaczarowanego kwiatu o płomiennych kolorach, którego wonie budzą wstręt do rzeczywistości. Ja jestem święta Teresa, której nie było dane karmić się ekstazą w mrokach klasztoru z boskim Jezusem, z aniołem nieskazitelnym, skrzydlatym, iżby mógł przybywać i uciekać w porę. Widział mnie pan szczęśliwą pośród moich ukochanych kwiatów. Nie powiedziałam panu wszystkiego; widziałam miłość kwitnącą pod pańskiem udanem szaleństwem, kryłam panu swoje myśli, swoje poezje, nie wpuściłam pana do mego pięknego królestwa. A więc, będzie pan kochał moje dziecko dla mojej miłości, gdyby miało kiedy znaleźć się bez ojca. Niech pan zachowa moje sekrety, tak jak grób je zachowa. Niech pan nie płacze po mnie: oddawna już umarłam, jeżeli św. Bernard prawdę mówi, że niema życia tam, gdzie niema miłości“.

— I, rzekł konsul chowając listy i zamykając portfel na kluczyk, hrabina umarła.
— Czy hrabia żyje jeszcze? spytał ambasador, bo od rewolucji lipcowej znikł z areny.
— Czy przypomina pan sobie, panie de Lora, rzekł generalny konsul, że widział mnie pan, jak odprowadzałem do statku...
— Człowieka o siwych włosach, starca? rzekł malarz.
— Starca czterdziestopięcioletniego, jadącego szukać zdrowia, wrażeń, do południowych Włoch. Ten starzec, to był mój biedny przyjaciel, mój protektor, który przejeżdżał przez Genuę, aby się ze mną pożegnać, aby mi powierzyć swój testament... Mianuje mnie opiekunem swego syna. Nie potrzebowałem mu zwierzać życzenia Honoryny.