Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/93

Ta strona została przepisana.

W Paryżu bal czy raut składa się właściwie z dwóch wieczorów. Najpierw wieczór oficjalny, w którym biotą udział osoby zaproszone, dystyngowany świat który się nudzi. Każdy pozuje dla sąsiada. Większość młodych kobiet przychodzi tylko dla kogoś jednego. Kiedy każda upewniła się że jest dla tego kogoś najpiękniejsza i że pogląd ten podziela jeszcze kilka osób, wówczas, po wymianie obojętnych zdali w rodzaju: „Czy wybierasz się wcześnie na wieś? — Pani de Portenduère ładnie dziś śpiewała! — Kto jest ta damulka, która ma tyle brylantów?“ — lub też owych ulotnych spostrzeżeń które sprawiają krótką przyjemność albo zadają trwałe rany, grupy przerzedzają się, obojętni odchodzą, świece dopalają się do końca. Wówczas, pani domu zatrzymuje kilku artystów, ludzi wesołych, przyjaciół, mówiąc: „Zostańcie, zjemy kolacyjkę w swojem kółku“. Wszyscy skupiają się w saloniku. Zaczyna się drugi prawdziwy wieczór; wieczór, na którym, jak za dawnych dobrych czasów, każdy słyszy co się mówi, gdzie rozmowa jest ogólna, gdzie każdy musi być dowcipny i przyczynić się do ogólnej zabawy. Słowem, przyjemność zaczyna się z chwilą gdy raut się kończy. Raut, ta zimna rewja zbytku, ta defilada próżności, jest jednym z owych angielskich wymysłów, dążących do zmechanizowania innych narodów. Anglji, zdawałoby się, zależy na tem, aby cały świat nudził się tak jak ona i tyle co ona. Ten drugi wieczór jest tedy we Francji, w paru domach, szczęśliwym protestem dawnego ducha naszego wesołego kraju: ale, nieszczęściem, mało osób protestuje!
Przyczyna tego jest bardzo prosta: jeśli mało kto dziś wydaje kolacje, to dlatego, że nigdy, pod żadnym rządem, nie było mniej