ludzi ustalonych, spokojnych, niż pod panowaniem Ludwika Filipa, w którym Rewolucja zaczęła się legalnie. Wszyscy pędzą dziś do jakiegoś celu, gonią za majątkiem. Czas stał się drogi; nikt że może sobie pozwolić na tę rozrzutność, aby wracać do domu rano i wysypiać się do późna. Te drugie wieczory odbywają się tedy już tylko u kobiet dość bogatych na to aby prowadzić dom otwarty, od lipca zaś r. 1830 kobiety te można policzyć ma palcach. Mimo milczącej opozycji dzielnicy Saint-Germiain, parę kobiet — między niemi margrabina d’Eapard[1] i panna des Touches — nie chciały się wyrzec władzy, którą sprawowały w Paryżu, i nie zamknęły salonów.
Salon panny des Touches, sławny zresztą w Paryżu, jest ostatnim przytułkiem, gdzie się schronił dawny dowcip francuski, ze swą ukrytą głębią, swomi tysiącznemi inwencjami i wyborną grzecznością. Tam możecie spotkać wdzięk mimo wyszukanej formy; swobodną gawędę mimo oględności wrodzonej ludziom dobrze wychowanym; zwłaszcza rozrzutność myśli. W tym domu nikt nie myśli o tem, aby zachować swój pomysł ma dramat; opowiadając, nikt nie myśli o spożytkowaniu tematu w książce. Słowem, nie jawi się tam wciąż ohydny szkielet literatury, węszącej za strawą przy lada szczęśliwym koncepcie lub zajmującej historji. Wspomnienie jednego z takich wieczorów szczególnie utkwiło mi w pamięci, nie tyle nawet z powodu zwierzenia, w którem znakomity de Marsay odsłonił jeden z najgłębszych zakamarków serca kobiety, ile z powodu uwag, jakie wywołało jego opowiadanie. Uwagi te są komentarzem do zmian, jakie w kobiecie francuskiej spowodowała nieszczęsna rewolucja lipcowa.
Przypadek zgromadził ma tym wieczorze sporo osób, które, dzięki swym niezaprzeczonym wartościom, zyskały europejską reputację. Nie jest to pochlebstwo pod adresem Francji, bo było tam
- ↑ Stracone złudzenia, Córka Ewy, Kuratela, etc.