Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/99

Ta strona została przepisana.

w jej okna. Wszystka krew zbiegała mi do serca, kiedy wdechałem zapach jej perfum. Byłem, o tysiąc mil od świadomości, że kobiety to są piece z nagłówkiem z marmuru.
— Och, niech nam pan oszczędzi swoich okropnych określeń, rzekła pani de Camps z uśmiechem.
— Sądzę, że byłbym zmiażdżył wzgardą filozofa, który sformułował tę straszliwą a tak głęboko trafną myśl, odparł de Marsay. — Jesteście państwo wszyscy zbyt inteligentni, abym wam potrzebował mówić więcej. Tych kilka słów przypomni wam własne szaleństwa. Mój ideał była to wielka dama, co się zowie, wdowa i bez dzieci (ideał pod każdym względem!); otóż, moje bóstwo zamykało się w domu, aby znaczyć własnoręcznie moją bieliznę swojemi włosami: słowem odpłacała moje szaleństwa niegorszą monetą. Jak nie wierzyć w miłość, kiedy rękojmią jej jest szaleństwo? Obróciliśmy oboje całą naszą inteligencję na to, aby ukryć przed światem tak pełną i piękną miłość, i udało się nam. Ileż uroku miały nasze schadzki! O niej nie powiem wam nic: wówczas była czemś doskonaleni; dziś jeszcze uchodzi za jedną z najładniejszych kobiet w Paryżu: ale wtedy ludzie daliby się zabić aby uzyskać jedno jej spojrzenie. Położenie jej majątkowe było zupełnie wystarczające, jak na kobietę ubóstwianą i zakochaną: ale nie było ono w proporcji z jej nazwiskiem, któremu Restauracja przydała nowego blasku. Co do mnie, młodzieńcza moja próżność nie dopuszczała żadnych podejrzeń. Mimo iż zazdrość moja byłaby wówczas starczyła na studwudziestu Otellów, straszne to uczucie drzemało we mnie niby złoto w rudzie. Byłbym się kazał wygrzmocić służącemu, gdybym popełnił tę nikczemność, aby podejrzewać czystość tego anioła, tak wątłego a tak silnego, tak jasnego i naiwnego, czystego, niewinnego, którego błękitne oko, cudownie poddając się memu spojrzeniu, pozwalało wniknąć w głąb serca. Nigdy najmniejszego zawahania w pozie, w spojrzeniu, słowie; zawsze biała, świeża, gotowa do oddania się niby wschodnia lilja z Pieśni nad pieśniami!... Och, moi drodzy — wykrzyknął boleśnie