Strona:Hordubal.pdf/100

Ta strona została skorygowana.

nie widać, ale słychać ich dzwonienie. Tysiące wołów pasie się w obłokach i podzwania dzwonkami: bimbam, bimbam. Juraj idzie i sam nie wie dokąd. Muszę wrócić do domu — myśli — i dlatego trzeba iść. Tylko że sam nie wie, czy idzie na dół, czy w górę. Pewno schodzi na dół, bo jest mu tak, jakby spadał. Ale może też idzie pod górę, bo strasznie ciężko się idzie i z trudem się oddycha. Wszystko już jedno, byle dostać się do domu. I Juraj Hordubal zanurza się w obłoku.

XXIV

Znalazła go Hafia w oborze. Krowy były niespokojne, więc Polana ją posłała, idź, zajrzyj do obory. Leżał na słomie i charczał.
I już się nie sprzeciwiał, gdy Polana prowadziła go do izby. Próbował tylko zmarszczyć brwi. Rozebrała go i ułożyła w łóżku.
— Chcesz czego?
— Nie chcę! — Dygotał i chciało mu się spać. Coś mu się śniło i wyrwało go ze snu. Cóż to było? Gerycz przecie nie był w Ameryce i wszystko poplątał, a teraz trzeba zaczynać od początku. Żeby tylko nie ciężyło tak strasznie na piersiach. Widać ten gałgan Czuwaj położył mi się akurat na piersi i śpi. Niespokojną ręką głaszcze się Juraj po włochatych piersiach. Leż sobie, kundlu, leż! O, jak ci serduszko bije! I jakiś ty ciężki, piesku!
Przez chwilę spał, a gdy otworzył oczy, Polana stała we drzwiach i badawczo nań patrzyła. — Jak się masz?
— Już lepiej, duszko. — Bał się przemówić do niej, żeby się wszystko nie rozwiało i nie przemieniło w jego komórkę w Johnstown. Przecież teraz jest — — — jakby w domu. Malowany kufer, dębowy stół, dębowe krzesła — — — Serce zakołatało żywiej: przecież ja wreszcie wróciłem do domu. Ach, Boże, jakaż długa była droga, dwa tygodnie na lowerdecku i w pociągu, człowiek jest teraz jak połamany. Ale poruszyć się nie mogę, bo mi wszystko zniknie.